Oczko się urwało temu Misu ...

Dyzma był symbolem sanacyjnego dziadostwa a Miso jest symbolem neosanacyjnego dziadostwa. Gdyby w historii polskiej literatury nie pojawił się Dyzma uznałbym, że musimy jako naród odrobić lekcję z historią przypadku niezwykle bogatej osobowości Misia. 

Misie lubią disco

Jak widać jednak Dołęga-Mostowicz na próżno się produkował, bo naród nie wyciągnął z jego
powieści wniosków. Miś Bartek w swoim sposobie bycia odzwierciedlał wszystko co najlepsze w partii rządzącej. W ciągu dnia upadlał pułkowników i generałów,  a wieczorami w nocnych klubach promował disco polo i  przemysł spirytusowy.  Trudno powiedzieć czy jego fascynacja disco polo była efektem tylko prymitywizmu, który  jest integralną częścią jego niezbyt skomplikowanej osobowości, czy może Misio dogadany był z  cynicznym Jackiem zarządzającym TVPiS  i od promocji tej muzyki też odcinał kupony (żart).


Medal dla Misia

Miś w nocnych klubach był mało rycerski, bo podrywał dziewczyny innych facetów, a kiedy robiło się gorąco szczuł zazdrosnego partnera Żandarmerią Wojskową po cywilu, która robiła za jego ochronę. Ot, taki młody carewicz na wychodnym. Ponieważ Miso robił, mówiąc młodzieżowo "oborę", ochrona jednego z warszawskich klubów planowała odciąć go nawet od zaplecza żandarmów i spuścić lanie. Tak jak przedwojenna sanacja hołdowała wartościom typowym dla cywilizacji bizantyńsko-turańskiej, tak i Miś doskonale się wpisywał w bizantyński blichtr. Złoty medal dla Misia, po roku pracy  na stanowisku rzecznika i asystenta, zbulwersował wielu ale nie samego Misia. Ponieważ akt nadania medalu zbiegł się z udziałem Polaków w Olimpiadzie, złośliwi próbowali nawet sugerować, że to złoto Misia należy dopisać do dorobku naszych olimpijczyków, dzięki czemu skoczymy w rankingu medalowym trochę wyżej.

Dyzma - Miś

Miś lubił jak mu salutowano. Lubił też odwiedzać generałów czekając w własnych ich gabinetach bez ich wiedzy. Kiedy przywitał generała Różańskiego, z nogami na biurku w jego własnym gabinecie, wtedy rzekomo przelała się czara goryczy u generała i postanowił on odejść z zajmowanego stanowiska. Miś miał tupet, zwalniał samych generałów, budował lokalne koalicje PiS'u w łódzkim, handlując stanowiskami, jeździł z obstawą Żandarmerii do MC Donald's, na pierwsze śniadanie, albo służbowe BMW z obstawą wiozło go z białostockiego hotelu do białostockiej dyskoteki, która była tuż za rogiem.

Nasz Miś Dyzma bawił się doskonale za pieniądze podatników -  taki mieliśmy przynajmniej obraz medialny Misia. Tymczasem jak już od kilku dni wiadomo  Miś ciężko pracował. Dwoił się i troił,  żeby wycisnąć z Polskiej Grupy Zbrojeniowej  jak najwięcej dla siebie, kumpla z apteki i byłego posła PiS, który przestał być posłem, bo  kręcił lody. W końcu jednak, trawestując mistrza Bareję, „urwało oczko temu Misu”. Hmm ....czy neosanacja rządząca Polską aresztowała Misia Dyzmę, bo dopiero teraz odkryła kim jest Miś? Dopiero teraz uwierzyła rzeczywiście do końca w to, co o Misiu pisały media? Nie, oczywiście, że nie.


Klatka dla Misia

Miś, tak jak dzik, zarażony afrykańskim pomorem, miał zostać odstrzelony w odpowiednim momencie. Idą wybory, a partia musi pokazać, że jest z narodem, bo tylko wtedy jest szansa, że naród będzie z partią. Misiem nakryje się inne niewygodne tematy np. pensje króliczków Glapińskiego. Dlaczego to właśnie Misia, tego naszego medialnego pieszczocha, partia złoży w ofierze? Ktoś powie: "...bo był właśnie pejoratywnie pokazywany przez media i szkodził wizerunkowi partii". Otóż za to, nasz Dyzma z Łomianek poniósł już karę. Miś został odstrzelony, bo nie miał zaplecza politycznego, nie był z żadnej z głównych frakcji walczących o schedę po naczelniku z Żoliborza. Zapuszkowanie Misia może też być formą pacyfikacji zapędów Antoniego, który pozwolił mu brykać na lewo i prawo... choć w sumie, jak się okazuje bardziej jednak na lewo.

Antoni jak to Antoni, w jakiej by formacji nie był, to zawsze po pewnym czasie formacja ta go uwiera. Antek się dusi i wtedy, żeby złapać powietrze, rozpoczyna robić dym w strukturach. Dlatego sprzątając Misia,  szefostwo neosanacji mogło chcieć zasygnalizować Antoniemu, że nie będzie pobłażania i zgody na odśrodkowe rewolty. Jak słusznie zauważył profesor Adam Wielomski rewolucja zjada własne dzieci i tak też się stało w wypadku Misia. Miał swoje pięć minut, wyszalał się, najadł się miodku z państwowego  ula, ale żeby mogło po kolejnych wyborach znowu zatriumfować prawo i sprawiedliwość, Miś musi zostać w klatce. Tak się kończy historia Misia Bartka, który zapomniał, że występuje w cyrku i ma do odegrania tylko swoją rolę.

Tekst ukazał się na Prawy.pl 30.01.19

Komentarze